Miasteczko Romanów leżało przy trakcie z Połonnego do Żytomierza, w pobliżu granicy z dawnym województwem kijowskim. W XVI w. okoliczne dobra wraz z niezbyt odległym Cudnowem były we władaniu Beaty z Kościeleckich Ostrogskiej (1515-1576), żony ks. liii, starosty bracławskiego. Później klucz romanowski wszedł do ordynacji ostrogskiej utworzonej przez ks. Janusza Ostrogskiego w 1609 r.
Ponieważ ks. Janusz, zmarły w 1620 r., był ostatnim męskim przedstawicielem rodu, na podstawie jego testamentu z 1618 r. ordynacja dostała się w posiadanie potomków jego córki Eufrozyny, zamężnej za ks. Aleksandrem Zasławskim. Gdy na ich wnuku, ks. Aleksandrze Januszu, wygasła w 1682 r. także i ta rodzina, ordynację ostrogską odziedziczyli z kolei ks. Sanguszkowie. Na podstawie aktu sporządzonego dnia 7 grudnia 1753 r. w Kolbuszowej, ks. Janusz Aleksander Sanguszko, nie mając także potomstwa, zdecydował się całą swą olbrzymią fortunę rozdzielić między kilkadziesiąt rodzin z nim spokrewnionych lub nawet między osoby obce. Do grupy ostatnich należał nie znany z imienia Ołtarzewski, któremu przypadł klucz Romanowski(1). Szybko sprzedał on jednak dobra te Kazimierzowi Iliriskiemu (zm. w 1756 r.), Wojskiemu kijowskiemu, staroście niżyńskiemu, pułkownikowi wojsk koronnych, dziedzicowi klucza kurneńskiego (sokołowskiego), smoleńskiego i czeremoszniańskiego.
Rodzina Ilińskich h. Lis nazwisko swe przyjąć miała od miejscowości Ilińsk położonej w pow. żytomierskim. Na podstawie dokumentu, wystawionego rzekomo dnia 10 marca 1329 r., pretendowała nawet do tytułu książęcego. Dokument ów, przechowywany pieczołowicie w archiwum romanowskim, okazał się jednak niezbyt zręcznym falsyfikatem. Mimo wszystko Ilińscy nie zrezygnowali z przekonania o swym dynastycznym pochodzeniu, dopatrując się protoplasty rodu w Dymitrze, ostatnim potomku panujących na Ilińsku książąt. Tytułu książęcego jednak nie używali, zadowoliwszy się otrzymanym w 1779 r. hrabiowskim austriackim i późniejszym rosyjskim.
W XVIII w. potomkowie na wpół mitycznego Dymitra Ilińskiego podzielili się na dwie linie: starszą, zwaną później „senatorską” na Romanowie, którą zapoczątkował właśnie Kazimierz, i młodszą na Maniowcach, której protoplastą stał się jego brat Aleksander (zm. w 1759 r.). Kazimierz Iliński żonaty był dwukrotnie: po raz pierwszy z Rozalią Zielińską h. Świnka, a po raz drugi z Anną Suszczewiczówną (zm. w 1784 r.). Miał on trzech synów: Jana Nepomucena, Jana Kajetana i zmarłego młodo Benedykta. Swój majątek podzielił między dwóch pozostałych przy życiu. Starszy, Jan Nepomucen, otrzymał klucz kurneński z rezydencją w Skarżyńcach, młodszy zaś, Jan Kajetan (1731-1791), starosta żytomierski i poseł na sejm - klucz romanowski. Prócz tego posiadał on jeszcze szereg innych dóbr w woj. wołyńskim, kijowskim, a także ruskim. Ożenił się też po raz pierwszy znacznie wyżej, niż to czynili jego przodkowie, gdyż z Józefą Marianną Wesslówną h. Rogala, z rodu kasztelańskiego. Drugą jego żoną była Katarzyna Bielska, a trzecią Anna Jakoba Braconnier (zm. w 1813 r.). Z żony pierwszej Jan Kajetan Iliński miał trzech synów: młodo zmarłego Albina, Janusza Stanisława (ur. ok. 1765 r.), generała inspektora kawalerii, który także w młodym jeszcze wieku zginął w 1792 r. w bitwie pod Markuszowem, oraz Józefa Augusta (1766-1844). Został on spadkobiercą całej fortuny i kontynuatorem linii starszej, właśnie od sprawowanej przez niego godności nazwanej „senatorską”.
Józef August Iliński, żonaty najpierw z Antoniną Eleonorą Komorowską h. Korczak, a po rozwodzie z nią, już w latach późniejszych, z Francuzką o nazwisku Crac, miał dwóch synów. Starszemu z nich, Henrykowi, przeznaczył klucz romanowski, młodszemu zaś, Janowi Stanisławowi (Januszowi) - Tajkury. Henryk Iliński (1792-1871), marszałek gubernialny wołyński, kolekcjoner dzieł sztuki, ożeniony z Michaliną z Bierzyńskich h. Jastrzębiec, przekazał Romanów swej jedynej córce Jadwidze (ur. w 1824 r.), która w 1846 r. poślubiła Henryka Steckiego h. Radwan (ur. w 1823 r.), syna Ludwika i Julii Czackiej, właściciela jednego z najbogatszych w kraju zbiorów numizmatycznych. Kolejnym i ostatnim dziedzicem Romanowa był syn Henryka sen. i Jadwigi z Ilińskich - Henryk Stecki jun. (ur. w 1847 r.), żonaty ze swą kuzynką Henryką Kurzeniecką h. Bogorya, córką Gustawa i Oktawii Ilińskiej. Nie mając męskiego potomka, będąc już na łożu śmierci, Henryk Iliński wysłał do cara Aleksandra II prośbę o zezwolenie przelania majątku, tytułu i herbu na wnuka Henryka Steckiego. Jego bratanek bowiem, Aleksander, syn Jana Stanisława, na skutek rozwodu z Eufemią Kaszowską, z którą miał tylko córki, nie mógł wstąpić w związki małżeńskie powtórnie i na nim wygasła „senatorska” linia rodu. Stecki, nie mając także syna, starań tych nie podjął.
Pierwszym z rodziny, który w dziejach Romanowa zapisał się trwalej, był Jan Kajetan Iliński, fundator klasztoru oo. Bernardynów w Żytomierzu. Według przekazów, ubiwszy w ogromnych lasach w pobliżu Romanowa niedźwiedzia, na pamiątkę owego zdarzenia w tym właśnie miejscu wybudował pierwotny pałac. Ten murowany gmach posiadać miał korpus środkowy piętrowy, skrzydła natomiast parterowe. W siedzibie swej prowadził Jan Kajetan dom otwarty, skutecznie rywalizując z innymi ówczesnymi ośrodkami życia towarzyskiego na Wołyniu, jakimi były: Lubar ks. Marcina Lubomirskiego, Łabuń kasztelana Józefa Stępkowskiego (Stempkowskiego) czy Krasnopol Bartłomieja Giżyckiego. Najgłośniej jednak zasłynął Romanów w całym kraju dopiero za czasów syna Jana Kajetana - Józefa Augusta Ilińskiego, postaci równie barwnej, co kontrowersyjnej. Jego samego i jego rezydencji romanowskiej nie pomija prawie nikt ze współczesnych pamiętnikarzy. Część znających Ilińskiego osób, zafascynowana jego osobowością, widziała w nim głównie zalety. Inni uważali go za człowieka niezbyt mądrego, pełnego niepohamowanych ambicji karierowicza. Z odległej perspektywy czasu wydaje się, że częściowo rację mieli jedni i drudzy.
Wychowany w wiedeńskim Theresianum, krótko potem przebywał Józef August Iliński w wojsku austriackim. Po powrocie do kraju uzyskał w 1789 r. stopień generała majora i Order Św. Stanisława. Celem ratowania swych dóbr, które znalazły się na terenie walk, usiłował prawdopodobnie nawiązać kontakt z Targowicą. Uchylił się od udziału w powstaniu kościuszkowskim, a po klęsce maciejowickiej zasilił szeregi zwolenników orientacji prorosyjskiej. Mając również ku temu aż nadto wystarczające środki materialne oraz odpowiednie urodzenie, przeniósł się po rozbiorach do Petersburga, gdzie wraz z kilkoma innymi podobnie myślącymi współobywatelami złożył czołobitność Katarzynie II. W 1796 r. otrzymał od niej godność jednego z dwunastu szambelanów. Na czas jednak przerzucił się do stronnictwa skupiającego się wokół carewicza Pawła, zwalczanego przez matkę. W momencie, gdy zagrożenie następcy tronu, cierpiącego na chroniczny brak gotówki, stało się tak duże, iż groziło skandalem, Iliński obciążywszy swój własny majątek, wykupił ponoć dyskretnie weksle następcy tronu, wybawiając go w ten sposób z przykrej sytuacji.
Z chwilą dojścia Pawła I do tronu z kolei z jego strony nastąpiły dowody pamięci i wdzięczności. Nowy car mianował więc najpierw Ilińskiego tajnym radcą swego dworu, a następnie senatorem i hrabią. Darował mu też starostwo ułanowskie, liczące około 5000 „dusz", a oprócz tego bogate urządzenie pałacowe matki w postaci mebli, marmurów, brązów i obrazów. Będąc dobrze widzianym także i przez Aleksandra I, otrzymał jeszcze od tego cara na lat 50 starostwa skarżyńskie i cudnowskie. Prócz najwyższych orderów polskich posiadał też Iliński równego stopnia odznaczenia rosyjskie: Św. Aleksandra Newskiego, Św. Włodzimierza i Św. Anny. W zakonie maltańskim piastował ponadto godność komandora i wielkiego sędziego. Złośliwi twierdzili, że tak sobie wszystkie te ordery wysoko cenił, że nawet z nimi sypiał.
Mimo bliskich stosunków z dworem rosyjskim, Józef August Iliński nie zatracił nigdy więzi z polskością. Swoimi wpływami u Pawła I przyczynił się decydująco do zwolnienia z więzienia Kościuszki i wielu innych osób.
W 1797 r. Aleksander Orłowski wykonał dwie akwarele, przedstawiające moment odwiedzin, a następnie uwolnienia Kościuszki z więzienia przez Pawła I. Z obrazów tych wykonane zostały w Londynie przez T. Gaugaina, bardzo już obecnie rzadkie, kolorowane miedzioryty. Pierwszą widoczną na nich, stojącą tuż za carem postacią ma być właśnie Iliński. Wyliczając jego zasługi dodać jeszcze należy, iż w 1796 r. zaprotestował wobec cara listownie przeciwko polityce metropolity Stanisława Bohusza Siestrzencewicza, zmierzającej do utworzenia w Rosji niezależnego od Rzymu „patriarchatu” kościoła katolickiego. Na dobro senatora trzeba w końcu zapisać późniejsze fundacje społeczne.
Swoje zaufanie do Józefa Augusta Ilińskiego, a trochę zapewne i do jego majątku, okazali ziomkowie, gdy po zniesieniu przez Pawła I namiestnictwa utworzona została w 1787 r. gubernia wołyńska, wybierając go na swego pierwszego marszałka. Po śmierci carskiego protektora Iliński mieszkał głównie w Romanowie, choć nadal bywał w Petersburgu, a nawet wyjeżdżał za granicę. W 1820 r. odwiedził także Warszawę, gdzie przyjęty został przez wielkiego ks. Konstantego i ks. łowicką. Z wiekiem zaczął jednak dziwaczeć, stając się bigotem, więc coraz rzadziej opuszczał tereny swych dóbr. Były one olbrzymie. Odziedziczywszy po ojcu klucz romanowski, obejmujący z przyległościami 69000 morgów polskich, znaczny spadek po bracie Januszu, a następnie majątek po stryju, staroście cudnowskim, wzbogacony w dodatku różnymi darowiznami w dobrach i gotówce, jakie otrzymał od Pawła I, stał się w końcu Józef August Iliński jednym z najbogatszych na dawnych ziemiach Rzeczypospolitej. Prócz wspomnianej dziedzicznej Romanowszczyzny oraz nowych nabytków posiadał on jeszcze na Wołyniu część Ostroga, którą nabył od gen. Iwana Fersena, klucz tajkurski i dobra Ilińce. Pod koniec życia senatora powierzchnia jego dóbr obejmowała ogółem ok. 300000 morgów polskich, nie licząc majątków na Podolu i w Galicji. Nic więc dziwnego, że jadąc do swych dóbr położonych w dawnym woj. ruskim, całą podróż odbywał przez należące do niego tereny.
Rozporządzając nieograniczonymi wprost możliwościami finansowymi i nie pozbawiony dumy oraz próżności, zapragnął Iliński dla siebie odpowiedniej do posiadanej fortuny i niezliczonych godności rezydencji. Wybrał na nią ojcowski Romanów. Osoby uszczypliwe wobec senatora twierdziły, że uczynił to wzorując się na Petersburgu, z powodu położenia obu miejscowości na mokradłach, lub też że pragnął uczynić ze swej siedziby nowy Rzym (Roma Nuova). Było to już zupełnym nonsensem, gdyż nazwa Romanowa sięgała co najmniej XV w.
Nie wiadomo, czy Iliński pozostawił dawny pałac nie naruszony i tylko go rozbudował, czy też raczej wzniósł cały gmach od nowa i w innym nieco miejscu. Budowa jego zapoczątkowana została w ostatniej dekadzie XVIII w., prace zaś wykończeniowe trwały przez całą pierwszą dekadę XIX w. i nigdy nie zostały doprowadzone do końca. Nie istnieją też, niestety, udokumentowane przekazy mówiące o tym, kto był autorem projektu tej budowli. Jedyny przekaz pośredni wskazuje na działającego w tym czasie na Wołyniu bardzo czynnego architekta nazwiskiem Merk lub może Merck o nie znanym właściwie dokładnie imieniu. Stanisław Łoza wymienia tylko jedno jego dzieło - pałac w Tuczynie. Jakiś „marmulizjer” Falendyn czy też Walendin Merk działał w 1786 r. w wielkopolskich Gułtowach u Ignacego Bnińskiego. Prawdopodobnie jest to ta sama osoba, która tak szeroką działalność budowlaną i dekoracyjną rozwinęła później głównie na Wołyniu.
Siedziba Józefa Augusta Ilińskiego od strony zewnętrznej znana jest z trzech rycin, z których dwie mają wygląd niemal identyczny. Najstarszą jest litografia kolorowa, wykonana przez C. Teuberta jeszcze za życia senatora i jemu dedykowana. Na niej wzorował się ściśle Jan Kazimierz Wilczyński, wydając swój album kijowski. Rycina trzecia, to jest drzeworyt zamieszczony w „Kłosach" z 1875 r., jest zbyt prymitywna, aby mogła być brana pod uwagę jako dokument.
Litografie Teuberta i Wilczyńskiego dowodzą, iż pałac romanowski był może największą rezydencją klasycystyczną na dawnych ziemiach wschodnich Rzeczypospolitej. Rozległością założenia dorównywał mu tylko Tulczyn. Miał trzy kondygnacje i plan wydłużonego prostokąta z dwoma bocznymi, wysuniętymi ku przodowi skrzydłami. Wszystko wskazuje na to, że architekt w sposób szczególnie monumentalny potraktował fasadę pałacu, elewację zaś tylną i boczne jedynie drugoplanowo.
Na osi głównego korpusu pałacu, zwróconego w stronę południa, występował portyk o sześciu w jednakowej odległości rozmieszczonych kolumnach wielkiego porządku, wspartych na wysokich cokołach. Dźwigały one pokryte fryzem z motywami roślinnymi belkowanie i trójkątny spłaszczony fronton. W jego polu, na tle skrzyżowanych buńczuków, umieszczona była tarcza z herbem Lis, zwieńczona mitrą. Cała trzynastoosiowa środkowa część elewacji frontowej, zaakcentowana attyką balustradową, została nieco cofnięta. W utworzonej w ten sposób wnęce ustawiono trzynaście kolumn przyściennych. Ćwierćkolistymi łukami z elewacjami rozczłonkowanymi pilastrami, środkowy korpus łączył się z dwoma skrzydłami o rzucie kwadratu, dekorowanymi dalszymi kolumnami przyściennymi, rozmieszczonymi po sześć od strony wewnętrznego dziedzińca i od czoła. Narożniki ujmowały ramy pilastrów. Skrzydła zamknięto z trzech stron podobnymi trójkątnymi frontonami jak w przypadku portyku, z powtarzającym się, wykonanym w sztukaterii motywem herbu fundatora na tle buńczuków. Elewacje boczne i tylne dekorowane były najprawdopodobniej tylko pilastrami. Wszystkie kolumny i pilastry miały kapitele korynckie. Na temat elewacji ogrodowej Edward Chłopicki, który zwiedzał Romanów ok. 1875 r., pisze, iż „rzucając przelotne spojrzenie na tylną część budynku” spostrzegł „pewną niedbałość w układzie planów architektonicznych”. Ogólnikowo wspomina też o umieszczonych z tej strony tarasach, skąd perspektywa na ogród robiła wrażenie „dziwnej wspaniałości i majestatu”. Dolną kondygnację pokrywały bonie. Płaszczyzny podokienne kondygnacji górnej wypełniono sztukateriami w postaci girland kwiatowych, a powyżej okien dano naczółki w postaci poziomych gzymsów. Parter pałacu zaopatrzony był w okna prostokątne, stosunkowo niskie, natomiast pierwsze piętro w okna także prostokątne, ale znacznie wyższe. Wysokość okien drugiego piętra została zróżnicowana. W korpusie środkowym i w łącznikach otrzymały one kształt kwadratu, w obu zaś skrzydłach z apartamentami mieszkalnymi członków rodziny senatora i gościnnymi kształt podobny jak okna parteru. Pałac nakrywał stosunkowo niski spłaszczony czterospadowy dach gontowy, wyodrębniony nad frontonami. Budowa tego gmachu kosztowała ponoć dziesięć milionów złotych polskich.
Wnętrza, a zwłaszcza sale, salony i inne komnaty reprezentacyjne otrzymały wspaniały wystrój. Na temat jego twórców wiemy jednak także niewiele. Jan Duklan Ochocki, który we wspomnieniach swych opisowi Romanowa poświęcił cały rozdział, stwierdza tylko ogólnikowo, iż dziedzic Romanowa „dogadzając swemu upodobaniu w sztukach pięknych, do budowy pałacu sprowadził z zagranicy architektów, snycerzy, stolarzy, mozaistów, murarzy, sztukatorów, złotników i kamieniarzy”(17). Według Józefa Dunin-Karwickiego, do prac przy zdobieniu swego pałacu zaangażował Iliński różnych artystów i rzemieślników, którzy wcześniej pracowali u Lubomirskich w Równem. Wśród nich znajdowali się Włoch Villani i malarz Polak [Jozafat Ignacy?] Łukaszewicz. Skądinąd wiadomo, że w Romanowie działał także inny malarz narodowości polskiej, Wincenty Borkiewicz, od 1807 r. zajęty przy dekoracji sal nad bramą zamkową w Ołyce. W gronie rzemieślników polskich wyróżniał się też rzeźbiarz nazwiskiem Iglatowski, którego syn, a później także i wnuk nadal pracowali w Romanowie.
W rozkładzie wnętrz pałacu na podstawie relacji różnych pamiętnikarzy, głównie jednak Ochockiego i Steckiego, zorientować się można tylko częściowo. Według ich opisów, środek korpusu głównego zajmowała wielka dwukondygnacyjna sień, określona tylko jako „wspaniała”. Od niej wychodziły sklepione korytarze, dzielące trakt frontowy od ogrodowego. Wszystkich sal i pokoi było według Ochockiego 125, według Steckiego sto pięćdziesiąt kilka, a Żychliński cyfrę tę precyzuje na 154.
Dwanaście najbardziej reprezentacyjnych sal i komnat o nazwie „pokoi paradnych” mieściło się na parterze po lewej stronie sieni. Wszystkie one miały ściany pokryte stiukiem „mozaikowym”, posadzki układane w najrozmaitsze desenie z mahoniu, hebanu, bukszpanu i cytryny oraz sufity ozdobione bogatymi sztukateriami. Cztery pierwsze salony służyły w czasach senatora jako galeria obrazów, w której zgromadzono dzieła „pierwszych” mistrzów, choć nie wiadomo dokładnie, które z nich były oryginałami, a które kopiami. Z galerii tej Ochocki wymienia, niestety, tylko kilka płócien, w tym: Portret ks. Oranii naturalnej wielkości, przypisywany van Dyckowi; „przepiękny” wizerunek papieża Piusa VI pędzla Pompeo Girolamo Batoniego; Rycerz w zbroi naturalnej wielkości, Rubensa; wielkie widoki morskie Horacego Verneta; Orfeusz Jacąuesa Davida; ogromny krajobraz Nicolasa Poussina; Bitwa rzymska Salvatora Rosy i ogólnikowo wiele mniejszych oryginałów „wartości znakomitej”.
Za tymi czterema salonami mieszczącymi galerię obrazów, o których urządzeniu nic nie wiemy, znajdowała się sala mozaikowa w kolorze purpurowym ze złoconymi gzymsami, sufitem pokrytym stiukami i czterema piecami w postaci kolumn, ozdobionymi urnami i posągami. W sali tej między oknami wisiało sześć pięciołokciowej wysokości luster oprawionych w brązowe ramy. Zwisający z plafonu kolosalnej wielkości żyrandol z brązu na 200 świec, „paryskiej roboty”, kosztować miał 1500 dukatów. Z mebli stały tam m.in. dwa stoły „malachitowe” i dwa z „lapis lazuli”. Z urządzenia artystycznego w sali „purpurowej” znalazło się piętnaście posągów mitologicznych i cztery grupy marmurowe, pochodzące z Michajłowskiego pałacu w Petersburgu, wykonane wprawdzie współcześnie przez włoskich mistrzów, ale - jak Ochocki zaznacza - „najlepszego dłuta”. Sala „purpurowa” służyła do wielkich obiadów lub mniejszych balów. Zarówno ta, jak sala następna, zwana „złotą”, miały po 63 łokcie długości i 20 szerokości.
Najwspanialszą ze wszystkich była właśnie sala „złota”, jedyna znana z drzeworytu wykonanego przez M. Wiśniewskiego. Jej ściany wyłożone były polerowanym stiukiem koloru ciemnozielonego, a sufit wspierał się na dwudziestu czterech przyściennych kolumnach korynckich pokrytych stiukiem jaśniejszym. Ponad kolumnadą biegł fryz o motywach roślinnych, fasetę zaś tworzył wydatny gzyms krok-sztynowy. Sufit dzielony na pola kwadratowe pośrodku i w rogach, prostokątne po bokach, pokrywały sztukaterie o charakterze roślinnym. Z wpisanej w środkowy kwadrat rozety zwisał wielki, brązowo-kryształowy żyrandol, a z narożnych kwadratów sztukaterii jeszcze cztery podobne, ale mniejsze. Środek posadzki zajmowała ogromna kompozycja kwiatowa. Przy ścianie przeciwległej oknom mieścił się kominek z białego marmuru. Okna składały się z „tafel zwierciadlanych z jednej sztuki, pięciołokciowych, grubych prawie na palec”. W sali „złotej” na uwagę zasługiwały następujące przedmioty i dzieła sztuki: cztery stoliki z mozaiki florenckiej ustawione pomiędzy oknami, pochodzące z Petit Trianon, kandelabry brązowe dwułokciowej wysokości „w pięknym stylu i doskonałej roboty” wyrobu francuskiego i „przepyszne” wazy porcelanowe z Sevres. Ściany sali zawieszone były kilkunastoma obrazami, wśród których wyróżniały się: Samarytanka Łukasza Giordana; Trzej królowie przy żłobku Chrystusa Jacopa Bassano, Charitas Bartolomea Schidone; Trzy części świata Tycjana; Bitwa Philipsa Wouwermanna i Św Bruno Lueure'a [?]. W sali „złotej” odbywały się wielkie bale. Swobodnie w takich razach mieściło się tam dwieście osób i mnóstwo miejsca pozostawało jeszcze do tańca.
O sześciu dalszych paradnych pokojach z liczby dwunastu, oświetlonych również oknami z jednej tafli szklanej, Ochocki mówi tylko krótko, że były one napełnione „wielkimi zwierciadłami”, przy czym w każdym z nich znajdowało się ich po pięć i po sześć sztuk pięciołokciowej wysokości. Wspomina też o „porfirowych” kominkach z marmurowymi rzeźbami i ustawionymi na nich garniturami porcelany sewrskiej, o kandelabrach i żyrandolach brązowych etc. W jednym z tych pokoi stało mahoniowe łóżko Ludwika XVI, pochodzące z Wersalu. Pokoje te dekorowały obrazy Domenichina, Ribery, Berghema, Schiavone i in.
Chłopicki, którego opis pochodzi już z drugiej połowy XIX w., uzupełnia dane Ochockiego jeszcze kilkoma innymi szczegółami, wśród których najciekawsze dotyczą samej architektury wnętrz. Licząc więc pokoje „paradne" od sieni, z nich siódmy z kolei, położony za małym przechodnim przedpokoikiem, miał piękne stoliki do pisania z porfirowymi i agatowymi blatami, dwa obrazy przedstawiające głowy starców pędzla Janicha [?] oraz popiersie senatora Ilińskiego. Mimo że pałac w czasie odwiedzin Chłopickiego był już w posiadaniu trzeciego pokolenia po fundatorze, zmiany w jego urządzeniu nie były zasadnicze.
Pokój ósmy miał przy drzwiach kolumny marmurowe i meble w stylu Cesarstwa, dziewiąty - znów bogate zwierciadła(23), marmurowe posągi i dwa „rzadkiej piękności” stoliki mozaikowe. W pokoju dziesiątym, pośrodku bogatej, przysłoniętej jedwabną materią alkowy, stało łóżko Katarzyny II, mahoniowe z brązowymi dekoracjami i takimiż na rogach posągami. Najciekawszy kształt otrzymał pokój jedenasty. Była to rotunda, nakryta płaskorzeźbioną kopułą, wspartą na ośmiu kolumnach z różowego marmuru. Pomieszczenie to służyło jako gabinet. W pokoju dwunastym stały suto złocone szafy toaletowe. Prócz opisanych pokoi „paradnych" w lewym skrzydle pałacu znajdowały się jeszcze pokoje mieszkalne i marmurowa łazienka. W tym samym celu używane też były pokoje skrzydła prawego.
Na pierwszym piętrze, po prawej stronie znajdowała się kaplica pałacowa, sala jadalna zimowa, sala bilardowa, pokoje senatora oraz jego biblioteka. O kaplicy pisze Ochocki, iż warta ona była „szczególnej uwagi i zastanowienia”. Zajmowała salę długości osiemdziesięciu a szerokości dwudziestu łokci, była więc największa w całym pałacu. Ściany kaplicy zawieszone były obrazami o tematach wziętych z historii Starego i Nowego Testamentu. W ołtarzu widniało ogromne zwierciadło „w koło dziesięciołokciowe” przeniesione tu z innego pokoju, w którym niegdyś zasłaniało całą ścianę i odbijało widok ogrodu przy zachodzie słońca. Żyrandol wykonany był z brązu, podobnie jak kandelabry ustawione na marmoryzowanych kolumnach. Zbiór ornatów, kap z fabryk lyońskich i innych przedmiotów liturgicznych przedstawiał się tak bogato, iż - zdaniem Chłopickiego - niejedna katedra mogłaby się nim poszczycić. Przy kaplicy rezydował kanonik oraz trzech księży. Obok kaplicy znajdować się miała jeszcze jakaś galeria kolumnowa, skąd przez specjalne okno, nie wchodząc do wnętrza, mógł senator uczestniczyć w nabożeństwach.
Obok mieściły się apartamenty mieszkalne Józefa Augusta Ilińskiego oraz sala biblioteczna długości siedemdziesięciu łokci. W mahoniowych szafach, ustawionych dokoła ścian, przechowywano tu cztery tysiące tomów, wydawnictw po większej części dzieł klasycznych w językach łacińskim, francuskim, niemieckim i polskim „bardzo pięknie oprawnych”. Szczegółów dotyczących pokojów senatora i zimowej sali jadalnej nikt ze zwiedzających pałac niestety nie podał.
Piętro drugie, które, jak twierdzi Stecki, nigdy nie zostało całkowicie wykończone, mieściło archiwum rodzinne, pokoje dla gości i rezydentów oraz zimową galerię spacerową, usytuowaną od strony parku, długą na sto dwadzieścia łokci, ogrzewaną ośmioma piecami. Jak wszystko, co dotyczyło Romanowa, także i galeria ta „do przechadzki w czasie jesiennym i zimowym służąca”, wywoływała podziw u wielu współczesnych. Na jej temat nie wypowiedział się jednak Ochocki, który może jej nie oglądał, natomiast Chłopicki wyznał, że zachwytu u niego nie wzbudziła. Według jego opisu sala ta była olbrzymia, sklepiona z pomalowanych w dekoracyjne pejzaże desek. Robiła wrażenie raczej teatralne. Mimo wspaniałego widoku, jaki dawała na ogród i okolicę jedna całkowicie oszklona ściana, Chłopicki uznał, że „gust i malatury na drzewie” tak nie harmonizowały ze wspaniałością i powagą całego pałacu, że na salę tę patrzyło się jak na wybryk zbyt niekiedy rażący fantazji fundatora. Na pierwszym piętrze lewego skrzydła pałacu znajdowały się apartamenty syna senatora - Henryka oraz jego rodziny. Składały się one z osiemnastu pokoi „równie wspaniałych jak główne pałacowe, z oknami zwierciadlanymi, drzwiami z mahoniu, mnóstwem brązów, porcelany” oraz kolekcją obrazów, nabytych już przez Henryka Ilińskiego, wśród których wyróżniały się dzieła Lodovico Carracciego, Van Dycka, Rembrandta, Caspara Netschera, Philipsa Wouwermanna, Jana Gonzalesa, Glaubera, Poelemburgha, a z polskich Aleksandra Orłowskiego i in. Henryk Iliński zgromadził oprócz tego swoją własną bibliotekę, która zawierała m.in. dwanaście wielkich tek rycin i rysunków. Posiadał też kolekcję minerałów i monet, zbiór broni myśliwskiej i wojennej oraz zbroi. W apartamentach jego znajdowała się „śliczna” łazienka marmurowa i oddzielna sala jadalna z kredensami pełnymi porcelany i sreber, ozdobiona portretami rodzinnymi, po większej części pędzla Grassiego, Lampiego starszego i Pitschmanna.
W skrzydle prawym, na pierwszym piętrze mieszkał początkowo sam senator, zanim przeniósł się do korpusu środkowego. Jego miejsce zajął drugi syn, Jan Stanisław, nazywany stale Januszem, z rodziną. Nie miał on zamiłowań kolekcjonerskich, więc w tej części pałacu nie było też zapewne cenniejszych dzieł sztuki. Na parterze prawego skrzydła mieściły się dalsze tzw. „pokoje paradne”, które łączyły się bezpośrednio z wielkimi salami, na drugim zaś, po śmierci Józefa Augusta Ilińskiego, mieszkała jego druga żona Francuzka.
W samym pałacu, a także w innych budynkach mieli swoje mieszkanie dalsi członkowie rodziny, rezydenci, najróżniejsi rzemieślnicy i artyści, w tym malarz Jakub Prociński z Galicji, który najprawdopodobniej brał udział przy zdobieniu wnętrz pałacowych, i cała plejada różnych cudzoziemców. Senator Iliński, naśladując zwyczaje monarchiczne, utrzymywał bowiem na swym dworze własną trupę teatralną i orkiestrę. Jako wielki zwolennik teatru, już w 1797 r. wystawiał w Romanowie sztuki, w których na razie występowali tylko amatorzy. Ale były to dopiero początki. Z czasem teatr i muzyka zaczęły dziedzica Romanowa pasjonować coraz bardziej, więc dorywcze imprezy nie dawały mu już pełnego zadowolenia. Wobec tego niemałym kosztem zorganizował u siebie stałą „komedię”, balet i dwie orkiestry: jedną zwykłą, a drugą tzw. „rogową”. W czasie świetności Romanowa oba zespoły liczyły do stu artystów i trzydziestu śpiewaków. W orkiestrze „rogowej” czyli dętej, złożonej z instrumentów w rodzaju trąby z cienkim, nieco zakrzywionym końcem różnej długości, z których każdy wydawał tylko jeden ton, grywali chłopcy włościańscy, przebrani w czasie występów we fraki. Grający musieli mieć wielką wprawę, by nie pomylić się i dąć we właściwej chwili, zachowując harmonię dźwięków i nie fałszując. Orkiestrą tą dyrygował Rosjanin nazwiskiem Siła. W orkiestrze zwykłej grało wielu cudzoziemców. Znane są nazwiska niektórych z nich. Byli to: skrzypkowie Lenzy i Gerke, klarnecista Nader, wiolonczelista Carwentha, klarnecista Lande, flecista Bajer, waltornista Weisinger. Z wybitniejszych Polaków do zespołu należeli skrzypek Ignacy Dobrzyński i fagocista Solecki. Wspomniany Dobrzyński, ojciec sławnego w swoim czasie, w Romanowie urodzonego kompozytora Ignacego Feliksa Dobrzyńskiego, był też w latach 1816 i 1817 dyrygentem romanowskiej orkiestry pałacowej.
Zespół opery i baletu tworzyli również częściowo poddani senatora, chłopcy i dziewczęta, których wysłał on na dłuższy czas do Rzymu, aby tam nauczyli się muzyki i śpiewu. W operze „włoskiej”, kosztującej Ilińskiego pięćset tysięcy zł rocznie, przeważali jednak śpiewacy sprowadzeni z Petersburga. Szczególnym talentem odznaczać się mieli małżonkowie Zamboni oraz pani Nercini. W 1817 r. primadonną opery romanowskiej była piękna i doskonała śpiewaczka, którą senator wyszukał wśród swoich poddanych, kazał wykształcić w paryskim konserwatorium i przezwał Romani. Także balet składał się głównie z cudzoziemców: Włochów, Niemców i Francuzów. W tej grupie pod względem talentu wybijali się Mantovani i Wendenberg. Balet nie ograniczał się do występów w Romanowie, lecz w czasie nieobecności pana domu dawał występy w miastach w czasie jarmarków. Z Węgier ściągnął jeszcze Iliński operę niemiecką, w której śpiewali Zehikietanzowie, ojciec z synem, Teydler z żoną, Kettner z córką, Hotman z żoną i siostrą i inni. Na balet i orkiestrę wydawał senator sto pięćdziesiąt tysięcy zł rocznie. Wspaniała garderoba teatralna pochodziła z Wiednia. W razie potrzeby uzupełniano ją na miejscu. Budynek teatru mieścił się w ogrodzie, za pałacem. Był on zbudowany z drzewa, wspaniałością nie mógł więc równać się z pałacem.
Uczestnictwo senatora w koncertach i przedstawieniach odbywało się zawsze z wielką paradą. Wspomina o tym m.in. Aniela Kumanowska, bywająca w Romanowie jako młoda panna. Według jej opowiadania, dążąc do sali koncertowej Iliński, ubrany najczęściej w pąsowy mundur maltański ze złotymi szlifami, przy wszystkich posiadanych orderach, mijał najpierw gęsty szpaler oficjalistów, którzy oczekiwali go w innej sali. Poprzedzało go zawsze czterech ludzi z kadzielnicą. Przechodząc obok swych „dworzan”, senator podawał im łaskawie dłoń do pocałowania. Również w ciągu koncertu każdy z muzyków mający wykonać solo zbliżał się wpierw do swego chlebodawcy po pewnego rodzaju błogosławieństwo, po czym także całował go w rękę. Ceremoniał ten obowiązywał nawet będącą w specjalnych łaskach śpiewaczkę Romani.
Jeśli się zdarzyło, że do Romanowa zawitał jakiś dostojniejszy gość, którego należało uhonorować specjalnie, w czasie uczty przygrywała orkiestra rogowa umieszczona na dziedzińcu. Dźwięki jej do sali jadalnej dochodziły przez otwarte okna, W momencie, gdy pan domu wstawał z miejsca, aby wznieść zdrowie gościa, dawano ognia z dział i moździerzy, a trąby ostrą nutą grały swoją solenną fanfarę. Stół, przy którym siedzieli biesiadnicy, zdobny był w najbardziej wyszukane srebra, porcelanę i kryształy oraz żywe, często egzotyczne kwiaty. Przed gościem piętrzyła się zwykle misterna budowa z biszkoptów, cukru i karmelu w kształcie feudalnego zamku z basztami i wieżami, na których powiewała chorągiew z cyframi solenizanta.
Z czasem dziwactwa senatora przeradzać się zaczęły w śmieszność. Zresztą już nawet w 1803 r., w czasie pobytu na kuracji w Lubieniu koło Lwowa, chcąc przypomnieć rodakom swe zasługi dla kraju, w specjalnie napisanej dla publiczności sztuce, osobiście zagrał... sam siebie. W pierwszym akcie, na pytanie czego sobie życzy za wiadomość przyniesioną Pawłowi o śmierci matki, odpowiadał nowemu carowi, że uwolnienia polskich więźniów politycznych. W akcie drugim pokazano znaną ze sztychów scenę uwolnienia Kościuszki przez Pawła I będącego w towarzystwie Ilińskiego i Ignacego Potockiego.
Mówiąc o dziwactwach i śmiesznostkach Józefa Augusta Ilińskiego, trudno nie wspomnieć też o jego innych, poza sprawą Kościuszki, niezaprzeczalnych zasługach. Mając na celu nie tylko własne dochody, ale i podniesienie poziomu życia poddanych, zbudował w Romanowie wielką na owe czasy fabrykę sukna na 120 warsztatów oraz młyn parowy. Rzemieślników i maszyny sprowadził z Anglii. Poza tym założył hodowlę koni rasy angielskiej.
Szersze jednak znaczenie miały fundacje społeczne i naukowe. Należało do nich stworzenie tzw. „Funduszu dla pomnożenia dochodów gimnazjum wołyńskiego” w Krzemieńcu. Zapis Ilińskiego, uczyniony w 1803 r. i ulokowany na dobrach Ostrogskich, wyniósł 30000 rbs. Ogółem na cele oświaty zapisał i zabezpieczył na swych dobrach sumę 53 200 rbs., gdyż, jak się wyraził, miło mu było „poświęcić majątek sprawie powszechnej oświecenia i cierpiącej ludzkości”, bo „udoskonalenie młodzieży - to przedmiot poczciwego obywatela”. Uzyskawszy na ten cel zezwolenie Aleksandra I, założył też pierwszy na terenie Rosji instytut dla 50 głuchoniemych, w którym dzieci chłopskie z okolicy otrzymywały podstawy wiedzy i robót praktycznych. Na instytut ów, który zajmował gmach o 36 pokojach i dwóch wielkich salach, zapisał senator 131500 rbs. zagwarantowanych także na jego majątkach ziemskich. Dyrekcję instytutu oddał Janowi Franciszkowi Gamperle, doktorowi literatury, filozofii i prawa, członkowi rzeczywistemu fakultetów prawnych Uniwersytetu Praskiego. Zgodnie z duchem epoki nie zapomniał Iliński także o fundacjach charakteru religijnego. Sprowadził do Romanowa oo. jezuitów i wybudował dla nich kościół i klasztor. Nie zdążyli go jednak mnisi objąć w posiadanie, gdyż zanim został ukończony, zakon uległ kasacie. Świątynię, bogato wewnątrz sumptem senatora ozdobioną, otrzymały ss. szarytki. Pod ich opieką i kierownictwem znajdował się m.in. pensjonat dla panien szlacheckiego pochodzenia, przeniesiony następnie za sprawą fundatora do Krzemieńca i połączony z istniejącym już tam wcześniej zakładem kształcącym domowe guwernantki. Na utrzymanie zakładu i naukę przeznaczył Iliński 1760 rbs. rocznie. Opiekował się też młodzieżą kształcącą się w będącym filią Akademii Połockiej gimnazjum w Romanowie, istniejącym w latach 1817-1821, prowadzonym przez jezuitów. Bywał też osobiście na wykładach, urządzał majówki i zabawy, obdarzając najpilniejszych uczniów hojnymi podarunkami.
Rozrzutny tryb życia, najrozmaitsze fantazje, jak np. kupno za 10000 dukatów słynnego angielskiego ogiera Diomeda, jadającego z marmurowego żłobu, którego kształty rozsławiać miały po świecie specjalnie w tym celu wykonane sztychy, liczne fundacje, które zubożyły budżet Ilińskiego o 800 000 złp. zachwiały w końcu nawet tak olbrzymim majątkiem, jakim dotąd dysponował. Niebagatelną kwotę kosztować też musiało utrzymanie samego „dworu” liczącego 328 osób. Już więc w 1813 r. „Opieka szlachecka” zmuszona była mianować zarząd przymusowy, który trwał w ciągu lat sześciu. W końcu, na kontraktach kijowskich w 1819 r. sprzedał senator starostwo ułanowskie, co jeszcze bardziej zmniejszyło jego bieżące dochody.
Zapomniany przez tych, którzy go kiedyś czcili, gdy był u szczytu sławy i władzy, dziwaczejący coraz bardziej i wyobcowany ze społeczeństwa, które nurtowały nowe prądy, umarł Józef August Iliński na obcej ziemi w Petersburgu jako osiemdziesięcioletni starzec. Pochowano go w carskosielskim kościele katolickim obok grobu księżny łowickiej.
Po śmierci senatora i podziale mocno już okrojonych dóbr między synów, orkiestrę odziedziczył młodszy, Jan Stanisław, który ją jakiś czas posiadał, jednak z powodu wielkich sum, jakie na podobne przedsięwzięcie trzeba było łożyć, zdecydował się muzykantów rozpuścić.
Sama rezydencja romanowska utrzymywana była na pańskiej stopie i w jak największym porządku w ciągu dwóch pokoleń. Pałac zbudowany został bowiem solidnie na głęboko wbitych w ziemię palach. Inne dzieła senatora przestały istnieć częściowo jeszcze za jego życia, pozamykane przez rząd carski. Budynki gospodarcze i administracyjne, stawiane licho na podmokłym gruncie, porozpadały się w gruzy, nie przetrwawszy nawet kilkudziesięciu lat. Dotyczyło to także kościoła i klasztoru szarytek, wzniesionego nie opodal miasteczka na trzęsawisku, przez wykopanie kanału nie całkowicie osuszonym. W niewiele lat po ukończeniu tych budowli mury ich zarysowały się, sufity poopadały, a cały dół z powodu wilgoci był niezamieszkany.
Najdłużej przetrwał park dworski, założony przez ogrodnika Kaisera, częściowo z wykorzystaniem istniejącego już tam drzewostanu. Rezydencja senatora Ilińskiego wzniesiona bowiem została na skraju rozległych lasów i żyznych pól. Obrzeże lasów włączono w obręb ogrodu. Te właśnie fragmenty parku widać w stanie niemal jeszcze pierwotnym na litografii Teuberta, po obu stronach skrzydeł bocznych pałacu. Na wykarczowanych i splantowanych terenach założono trawniki i zasadzono nowe drzewa i krzewy ozdobne. Oba gazony przecięto krętymi ścieżkami spacerowymi oraz dwoma kanałami, doprowadzającymi wodę z przepływającej obok rzeczki Leśnej do wielkiej sadzawki, wykopanej przed fasadą pałacu. Nad kanałami przerzucono jednoarkadowe mosty, przez które przechodziła droga wjazdowa. Później na obu bocznych gazonach pojawiły się też widoczne na litografii Wilczyńskiego akcenty architektoniczne: na prawym okrągła altana otoczona kolumnami i nakryta kopulastym dachem, na lewym zaś inna, wyglądająca na tak modny na przełomie XVIII i XIX w. „domek chiński”. Na litografii Wilczyńskiego widoczne też są mocno już w tej części ogrodu podrośnięte drzewa. Rabaty ciągnące się wzdłuż bocznych elewacji skrzydeł obsadzono klombami kwiatowymi.
Przed pałacem pozostawiono ogromną wolną przestrzeń wysypaną piaskiem. Mogły tędy wjeżdżać swobodnie, a także zawracać powozy zaprzęgnięte w kilka par koni zarówno „w lejc” jak „w poręcz”. Ten gładki dziedziniec frontowy służył także jako teren spacerowy. Widoczna na obu litografiach na pierwszym planie sadzawka założona została w odległości około stu metrów od pałacu, równolegle do jego fasady i paradnego dziedzińca. Do wody schodziło się po umieszczonych na osi portyku prawdopodobnie marmurowych schodach. Pięknie ukształtowane „baciki” umożliwiały przejażdżkę po całej sadzawce. Na stawie znajdowała się mała wysepka z zasadzonymi na niej topolami włoskimi, pośrodku zaś - wyspa wielka kształtu kolistego, otoczona dokoła ścieżką spacerową. Można stąd było w całej krasie podziwiać architekturę monumentalną pałacu, jak też różne fragmenty parku. Ułatwiały to jeszcze inne ścieżki, rozchodzące się promieniście od usytuowanej pośrodku wyspy altany obsadzonej krzewami. Wyspa ta swoim rozplanowaniem przypominała wirydarz. Od tyłu pałacu rozciągał się wielki otwarty gazon. Ta część parku łączyła się bezpośrednio ze zwierzyńcem. Poza krzewami i rabatami kwietnymi, dalszymi elementami dekoracyjnymi parku romanowskiego były jeszcze kolumny i wazy marmurowe, obeliski oraz rzeźby figuralne. Trzymetrowej wysokości granitowy pomnik, wzniesiony na kształt piramidy, poświęcony został pamięci gen. Janusza Ilińskiego, poległego w 1792 r. pod Markuszowem.
W 1875 r., podczas bytności Chłopickiego, w ogrodzie romanowskim dawały się już zauważyć pewne objawy zaniedbania, wynikające z braku odpowiednich funduszy na utrzymanie tak wielkich obszarów. Istniały jednak nadal wspaniałe oranżerie, aleje „włoskie”, „labirynty”, angielskie trawniki, „przepyszne gloriety” i posągi. Oprócz pomnika Janusza wznosił się pomnik twórcy rezydencji, Józefa Augusta Ilińskiego. Mimo więc owych objawów opuszczenia, park romanowski określił Chłopicki jako nadal jeden z najpiękniejszych w kraju.
Chłopicki był też ostatnim, który zwiedzał pałac jeszcze w pełnej jego krasie, choć strona tylna gmachu sprawiała już także wrażenie pewnego zaniedbania. Wewnątrz zmieniło się tylko częściowo urządzenie. Przybyło trochę przedmiotów będących własnością Steckich. Relacje Chłopickiego uwzględniające nowe nabytki są równocześnie uzupełnieniem opisów pochodzących z lat wcześniejszych.
Nie wydzielając wyraźnie skrzydeł, Chłopicki dzieli wszystkie pokoje pałacowe na pięć kategorii: dolne z lewej strony mieszczące paradne komnaty, mieszkania krewnych i plenipotenta, dolne z prawej strony, w których mieszkała ówczesna właścicielka Romanowa — Jadwiga Stecka z rodziną i marszałek dworu ze służbą, górne na piętrze po prawej stronie, wśród których nadal mieściła się kaplica, sala jadalna zimowa, dawne pokoje senatora oraz jego biblioteka, górne po stronie lewej z salą jadalną letnią, dawnymi apartamentami Henryka Ilińskiego i jego biblioteką oraz górne na piętrze drugim, z galerią spacerową, pokojami dla gości i rezydentów oraz archiwum domowym.
Do pokoi „paradnych” także i Chłopicki zaliczył 12 sal lewej strony pałacu na parterze. W pierwszej z nich widział portrety rodziny Steckich, w drugiej porozwieszane na ścianach tarcze z herbami różnych znakomitych w Polsce rodzin, jak też pęki zdobytych na nieprzyjaciołach sztandarów, w trzeciej pancerze i hełmy, ustawione na postumentach, przeniesione z dawnych apartamentów Henryka Ilińskiego, oraz marmurowe posągi Wenery i Cerery, w czwartej portret cara Pawła I i kilka obrazów szkoły włoskiej i polskiej, klawikord jakiejś dziwnej budowy, znane nam już biurko Marii Antoniny i popiersie aktualnej pani domu, Jadwigi Steckiej.
Jako pokój piąty określił również i Chłopicki salę „purpurową”, która wyglądu swego nie zmieniła, a jako szóstą salę „złotą”. Wisiało tam wówczas 25 większych i mniejszych płócien. Do wymienionych uprzednio dodał jeszcze Chłopicki następujące: Chrystus z Samarytanką Łukasza Giordana, Złożenie do grobu Tintoretta, Pejzaż nocny Salvatora Rosy, Święta Rodzina Correggia i Wnętrze pałacu Canaletta. W sali siódmej zauważył m.in. porcelanę, której jednakże bliżej nie opisał, stary zegar oraz kilka obrazów flamandzkich, a ponadto płótna pędzla Domenichina, Berghema, Schiavone i popiersie senatora Ilińskiego. Niewiele zmienił się pokój ósmy. W dziewiątym oprócz zwierciadeł wisiały portrety rodzinne i stało kilka marmurowych posągów. Pokoje dziesiąty, jedenasty i dwunasty, w porównaniu ze stanem sprzed pół wieku, większych zmian nie wykazywały.
Na pierwszym piętrze, dokąd z sieni prowadziły schody z misternie rzeźbioną balustradą, piękno i bogactwo kaplicy mógł Chłopicki podziwiać tylko przez małe okienko w murze, przez które mszy św. słuchała ukarana za niewierność druga żona senatora, o czym wiele szczegółów podają współcześni. Zachwyt jego wzbudziła natomiast inna sala tej kondygnacji, pełna „najcudniejszych kopii obrazów szkoły włoskiej, holenderskiej i flamandzkiej”. Z malowideł, które podobały mu się najwięcej, wymienił Chłopicki: Rycerz w pancerzu Rubensa, Wniebowstąpienie Tintoretta, Kuszenie św. Antoniego Teniersa, Pejzaż flamandzki Swanevelta i Przechadzka Wouwermana.
Dalej zachwycił się Chłopicki pokojami zmarłego przed czterema laty Henryka Ilińskiego, z wyjątkiem letniej jadalni „mniej ozdobnej”. Księgozbiór, liczący wtedy 4000 dzieł, a więc nieco wzbogacony, uznał za „pierwszorzędny” pod względem doboru edycji. Zwrócił poza tym uwagę na kolekcję numizmatów, kamieni i „machin fizycznych”, a w końcu na rozmieszczoną w jednej z sal, zajmowanych niegdyś także przez Henryka Ilińskiego, dalszą część galerii obrazów. Miały to być również doskonałe kopie szkoły włoskiej, holenderskiej i flamandzkiej. Mówi o nich, iż tworzyły zbiór „arcydzieł wielkiej rzadkości”. Wymienił tylko niektóre: Portret chłopca Rembrandta, Portret nie określony bliżej van Dycka, Pustelnik Teniersa, Magdalena Agostino Carracciego, Wieczerza Pańska, Gody w Kanie i Wniebowzięcie Matki Boskiej Crespiego, Polowanie Lebruna, Wedeta żołnierza Ph. Wouwermana, Kąpiące się kobiety i Daniel w jaskini lwów Rubensa oraz dwie akwarele Aleksandra Orłowskiego bez podania ich tematu. W tym czasie znajdował się też jeszcze w Romanowie m.in. obraz Św. Rodzina Parisa Bordone'a, portret senatora Ilińskiego w stroju maltańskim, siedzącego w fotelu na tle kolumny z popiersiem Pawła I, malowany przez Antonio [?] Tonettiego, wizerunek koronacyjny tegoż monarchy pędzla Włodzimierza Borowikowskiego i portret Joachima Lelewela. O drugim piętrze mówi Chłopicki, że oprócz bogatego, ale nie uporządkowanego jeszcze archiwum, niczego osobliwego tam nie widział. Galeria spacerowa, o której w okolicy wyrażano się z zachwytem, zupełnie mu się nie podobała.
W rok po odwiedzinach Chłopickiego, dnia 5 grudnia 1876 r., wybuchł w pałacu romanowskim gwałtowny pożar, który strawił cały budynek. Ogień rozprzestrzenił się w pokoju dr. Tołpyszkiewicza, który wyjechał zamknąwszy za sobą drzwi na klucz. Na strychu znajdowały się wówczas gonty przygotowane do naprawy dachu. One to w największej mierze przyczyniły się do spotęgowania płomieni. Na miejscu nie było w owej chwili nikogo z właścicieli. Akcją ratowniczą zajął się więc stary marszałek dworu Pakowski. Okazała się ona równocześnie trudna i nieudolna. W dodatku wśród miejscowej ludności rozeszła się wieść, iż pożar jest „karą Boską”, wobec czego pałacu nie należy ratować. Według miejscowych przekazów, ten kolosalny gmach płonął niemal bez przeszkód w ciągu sześciu miesięcy. Przepadło wiele cennych przedmiotów, w tym większość urządzenia.
Po pożarze pałacu już nie odbudowano, bo ani środków na to nie było, ani celu. Nową siedzibę urządzili Steccy w połączonych ze sobą razem domach przeznaczonych niegdyś na kolegium jezuickie. Po zaadaptowaniu ich do celów mieszkalnych budynek ów składał się z dwóch ustawionych do siebie pod kątem prostym dwukondygnacyjnych skrzydeł. Przed wejściem do głównego skrzydła mieszkalnego ustawiono werandę z tarasem na piętrze. Cały prawy bok nowego pałacu, z wysokimi półkoliście zamkniętymi oknami, przeznaczony został na ogród zimowy. Aby nadać budynkowi pewnej malowniczości, przy obu narożnikach ogrodu zimowego wzniesiono cylindryczne, nieco wyższe od pozostałej bryły pałacu baszty z wysokimi daszkami stożkowymi. Cały budynek nakryto spłaszczonym dachem czterospadowym, pobitym blachą. Skrzydło lewe służyło jako oficyna i część gospodarcza.
Nowa siedziba Steckich z linii romanowskiej zapełniona została przedmiotami uratowanymi z pożaru. Znajdowały się wśród nich meble z Petit Trianon, w tym biurko Marii Antoniny, szerokie łoże Katarzyny II z czterema kolumnami i stojącymi na nich statuami ze złoconego brązu, stoły z lapis lazuli i malachitu, żyrandole i kandelabry, dziesięć rzeźb marmurowych, zegary, porcelana, część zbrojowni, część biblioteki, głównie starodruki i fragment archiwum oraz część galerii obrazów, przede wszystkim oryginały. Między ocalonymi były m.in. Orfeusz Davida, Ofiara w Lystrze Pieter Lastmana, płótna Wouwermana, Hermana van Swanevelta i in. Największą grupę tworzyły portrety rodzinne Ilińskich i Steckich, wśród których wyróżniały się wizerunki: Antoniny Eleonory z Komorowskich Ilińskiej, pięknych rysów blondynki z rozwianymi w puszyste loki włosami i gazową na nich przepaską, ubranej w białą suknię z błękitno-zielonym szalem, i Janusza Stanisława Ilińskiego, wykwintnego, nieco bladego i smutnego młodzieńca w opiętym zielonym mundurze, malowany już po jego śmierci, z napisem na służącej za tło skale „La glorie ou la mort”, oba oryginały pędzla Józefa Grassiego, dalej Józefa Augusta Ilińskiego jako młodego, pięknego, jasnowłosego oficera w czerwonym mundurze z białą szarfą, kopia Grassiego zrobiona przez Prociriskiego, oraz Korduli z Komorowskich Teodorowej Potockiej, wojewodziny bełskiej, jednej z sióstr Gertrudy, kobiety o jasnych lekko pudrem przysypanych włosach, w sukni z białego atłasu o obcisłych rękawach, w żółtym, także atłasowym kubraczku z niebieską szarfą i mnóstwem klejnotów oraz dużą miniaturą mężczyzny, oryginał Jana Chrzciciela Lampiego. Z uratowanych szczątków archiwum najwyżej ceniono rękopis Monumentum pro comitiis generalibus regni sub rege Casimin... Jana Ostroroga w odmiennej, niż znana dotąd, wersji.
Ostatni właściciele Romanowa, Henryk i Henryka z Kurzenieckich Steccy, mieli tylko jedną córkę Rogniedę (1885-1922), która w 1905 r. poślubiła Adama Zdzisława Zamoyskiego z Wysocka. Jeszcze za życia rodziców otrzymała ona część zbiorów romanowskich. W 1911 r. obrazy Orfeusz Davida oraz Ofiara w Lystrze, jak też wiele innych, przewieziono do Warszawy, gdzie w większości przetrwały obie wojny światowe. Część zbiorów oddano bowiem w okresie międzywojennym w depozyt do Muzeum Narodowego, a część na Wawel. Przepadł obraz Lastmana, zrabowany w czasie drugiej wojny światowej przez Niemców. Niektóre meble z Petit Trianon znalazły się w mieszkaniu ostatniej właścicielki w Krakowie.
Większa część zbiorów pozostała jednak na miejscu. Pod koniec pierwszej wojny światowej umieszczono je w podziemiach kościoła seminaryjnego w Żytomierzu. Z przedmiotów tych, na które złożyły się kolekcje Ilińskich, Steckich i innych rodzin z okolicy, po 1920 r. utworzono muzeum państwowe. W latach 1941-1944 Niemcy zabrali wiele cennych eksponatów także i stamtąd. Przed powstaniem niektóre pochodzące z Romanowa dzieła sztuki można było nabyć na warszawskim rynku antykwarycznym.
źródło: Roman Aftanazy "Dzieje rezydencji na dawnych kresach Rzeczypospolitej", Tom 5, Województwo wołyńskie", 1994, str. 394-409.
|