W 1492 r. Horodec vel Horodziec nadany został przez króla Aleksandra Jagiellończyka kniaziowi Juriemu Semenowiczowi Holszańskiemu. Prawdopodobnie jako posag córki jego syna Semena, Tatiany, dobra te przeszły następnie w posiadanie jej męża ks. Konstantego Ostrogskiego, hetmana wielkiego litewskiego i włączone zostały później w skład ordynacji, dzieląc jej losy. W 1753 r., na podstawie „transakcji kolbuszowskiej” dostały się Karolowi Szydłowskiemu, miecznikowi smoleńskiemu. W kilkanaście lat później Horodec staje się własnością Urbanowskich.
Jako ludzie zamożni na szerszej widowni pojawili się Urbanowscy dopiero w drugiej połowie XVIII w. Niesiecki wymienia wprawdzie kilku przedstawicieli rodziny o tym nazwisku, żyjących wcześniej, głównie w Wielkopolsce, nie wychodzi jednak na ogół poza ramy XVII w. i nie podaje ich wzajemnego powiązania. Nawet herb Prus I, którym się pieczętowali, nie jest całkowicie pewny. Skądinąd wiadomo, że w 1763 r. nobilitację otrzymał neofita Walenty Urbanowski. Nie wiemy, czyim synem był Józef Urbanowski, który w 1767 r. od ks. Marcina Lubomirskiego nabył Kisiele z Pisarzówką i Ordyńcami, należące poprzednio również do Ordynacji Ostrogskiej. On też kupił najprawdopodobniej Rachny Lasowe na Podolu.
Józef Urbanowski miał dwóch synów: Krzysztofa, zdaje się nieżonatego, a w każdym razie bezpotomnego, oraz Antoniego, późniejszego deputata guberni wołyńskiej, ożenionego z Elżbietą Kruszewską, córką pułkownika wojsk polskich, rodzoną siostrą Franciszki, żony Wojciecha Woronicza, marszałka zwiahelskiego. Starszy syn otrzymał w dziale Rachny, młodszy zaś - Horodec i Kisiele. Ponieważ Antoni Urbanowski także nie posiadał potomstwa, po jego śmierci w 1843 r. dożywotniczką całej fortuny stała się wdowa, Elżbieta Urbanowska (zm. w 1854 r.). Przeniosła się ona jednak na stałe do podarowanych jej w 1822 r. przez męża Kisiel w powiecie starokonstantynowskim. Dobra horodeckie przeszły natomiast na Edwarda Starzyńskiego, wnuka po siostrze męża, żonatego ze słynną niegdyś z urody Izabellą Mostowską, wdową po Aleksandrze Potockim, zamiłowaną numizmatyczką, przebywającą głównie w Dreźnie.
Starzyńscy nie osiedlili się w Horodcu, gdyż mieli do dyspozycji swą własną rezydencję na Podolu. Odziedziczony majątek i siedzibę utrzymywali jednak w porządku aż do śmierci Elżbiety Urbanowskiej, niczego stamtąd nie zabierając. Dopiero w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych pałac ogołocony został stopniowo z całego urządzenia. Zaniedbany Horodec od syna Edwarda - Bolesława Starzyńskiego, rzeźbiarza i złotnika, w 1870 r. nabył Rosjanin gen. Kurłow, który zresztą transakcji tej użyczył tylko swego nazwiska.
Faktycznie bowiem za majątek zapłacił kupiec berliński, Niemiec Bruch, kupując Horodec jedynie w celu eksploatacji tamtejszego lasu, nie tkniętego dotąd od wielu dziesiątków lat.
W 1880 r. właścicielami tej mocno przetrzebionej majętności stała się rodzina de Pour- baix, pochodzenia belgijskiego. Ostatnim jej dziedzicem do 1939 r. był Kamil de Pourbaix, szambelan papieski i wielki polski działacz społeczny. W drugiej połowie XIX w. Horodec obejmował obszar 8000 dziesięcin ziemi uprawnej i lasów. Przed wybuchem pierwszej wojny światowej, a następnie w okresie międzywojennym powierzchnia majątku znacznie się zmniejszyła.
Od 1834 r., kilka lat z przerwami, przebywał w Horodcu J. I. Kraszewski, katalogując tam bibliotekę i zbierając materiały do dziejów Wilna. W 1838 r. wziął też w kaplicy dworskiej ślub z siostrzenicą pani domu, Zofią Woroniczówną, bratanicą prymasa Jana Pawła Woronicza. Głęboko przywiązany do swych gospodarzy, rozsławił Kraszewski Horodec szczegółowym opisem jego zbiorów dzieł sztuki i innych zabytków w książce: Wspomnienia Wołynia, Polesia i Litwy, dedykowanej Antoniemu Urbanowskiemu.
Nazywany zawsze przez zwiedzających „pałacem”, dom mieszkalny w Horodcu zasługiwał raczej na miano dworu. Od strony zewnętrznej nie przedstawiał się bowiem zbyt interesująco. Składał się z dwóch bardzo wydłużonych, ustawionych do siebie pod kątem prostym korpusów parterowych, z częściami środkowymi podwyższonymi o niskie piętro. Dzie-więcioosiowe skrzydła parterowe kryte były gładkim dachem trój spadowym, natomiast wysunięte ryzalitami korpusy środkowe - dachem czterospadowym. Główne wejście mieściło się nie na osi, lecz po prawej stronie członu środkowego. Poprzedzał je mały ganeczek. Oprócz boni pokrywających narożniki i dzielących elewacje skrzydeł parterowych na dwa odcinki, jak też szerokiej, gładkiej opaski międzykondygnacyjnej korpusów środkowych, dwór w Horodcu nie wykazywał żadnych innych zewnętrznych szczegółów dekoracyjnych.
Bogatą oprawę plastyczną (stucco lucido) otrzymały natomiast pokoje reprezentacyjne z sufitami na fasetach zdobionych m.in. liśćmi akantu. Olśniewał szczególnie wystrój dwóch sal, zajmujących całą szerokość i wysokość obu członów dwukondygnacyjnych, z oknami na przestrzał. Jedna z nich, zaprojektowana przez Norowskiego, służyła jako biblioteczna, druga jako balowa. Miała ona ściany żółto mozaikowane ze złoconymi gzymsami i galerią dla orkiestry. W sali tej odbywały się bale i koncerty. Antoni Urbanowski utrzymywał bowiem własną kapelę złożoną z kilkudziesięciu osób, w której talentem wybijali się dwaj bracia nazwiskiem Lejman - skrzypek i wiolonczelista. Dwór urządzony był głównie meblami w stylu Ludwika XVI i pierwszego cesarstwa z epoki. Mieścił też wiele dzieł sztuki pierwszorzędnej wartości.
Zdaje się, że kolekcjonerem w sensie najszerzej pojętym i głównym twórcą przechowywanych w Horodcu kolekcji był starszy brat, Krzysztof Urbanowski. Zgromadził on w swoich Rachnach zarówno cenny księgozbiór, jak galerię obrazów i kolekcję numizmatów nabytych w Niemirowie po Wincentym Potockim. Ponieważ umarł znacznie wcześniej od brata młodszego, część swych zbiorów zapisał jemu, a drugą część wnukom siostry. Z nich Edward Starzyński ofiarował do Horodca wybór stu obrazów, szafy z numizmatami i dużą część biblioteki. Otrzymane w spadku dzieła Antoni Urbanowski znacznie wzbogacił. Ponieważ był on przede wszystkim bibliofilem, mimo stosunkowo małego przygotowania naukowego w ciągu swego życia potrafił zgromadzić bibliotekę, liczącą w 1842 r. do 13 000 tomów. Przeznaczoną na jej przechowanie salę obiegała galeria, na którą wiodły umieszczone pośrodku spiralne schody. Dół sali zajmowały książki i czasopisma polskie lub Polski dotyczące, górę — wydawnictwa obce. Biblioteka horodecka, jak pisze Kraszewski, który na jej temat najwięcej podaje informacji, „wielkim kosztem czasu, pieniędzy i pracy zgromadzona”, prócz dużej liczby rzadkich druków mieściła także sporo nie mniej cennych rękopisów.
„Pięknością i sztuką Calligrafa” wyróżniał się, według pisarza, rękopis z XIV w. w języku francuskim Waleriana Maxyma, folio na pergaminie, z miniaturami, złoceniami i innymi ozdobami, „niezmiernie kosztowny i ślicznie dochowany”. Z tego samego czasu pochodziły też rękopisy matematyczne, z jeszcze wcześniejszego księga akt kaplicy arcybiskupiej z Tuluzy i jakiś rękopis książki do nabożeństwa w języku arabskim, z wizerunkiem Kaaby. Było też w Horodcu wiele innych manuskryptów, przeważnie łacińskich i polskich, w tym rodzinnych.
Z rzadkich druków zachwycił Kraszewskiego „prześliczny egzemplarz na pergaminie Horae M.V., z ozdobami ksylograficznymi”, drukowany w Paryżu pod koniec XV w. „na kształt rękopisu”, ozdobna Biblia norymberska z tego samego czasu, także przypominająca jeszcze formą księgi rękopiśmienne, oraz Catholicon Jana Balbi, wydany przez Johanna Fusta. Wśród inkunabułów i druków późniejszych polskich były m.in. książki przedstawiające żywot św. Stanisława (Vita S. Stanislai) Jana Długosza; Opuscula Jana Tucholczyka; Statut z 1506 r. Jana Łaskiego; Postylla Jana Seklucjana z 1556 r.; Biblia Jakuba Wujka z 1599 r.; Statuta synodalne wrocławskie Jana Hallera [?] i Psałtarz Dawidów Walentego Wróbla. Wśród rzadkości bibliograficznych znajdowały się ponadto: Yictoria Deorum Sebastiana Klonowicza, Zwierciadło Mikołaja Reja, a poza tym dzieła Marcina Bielskiego, Bartosza Paprockiego i wielu innych, w tym nie znane dotąd bibliografom. Zgromadził też Urbanowski w Horodcu sporo wydawnictw Aldów i Elzevirów, edycje klasyków, mnóstwo publikacji podróżniczych, jak też prac z dziedziny alchemii, w tym Brandta o nie znanym imieniu, ornitologicznych Franciszka Levaillanta i niemieckich monografii muszli, roślin i motyli. Było poza tym wiele dzieł historycznych z różnego okresu, wielka liczba broszur z czasów Stanisława Augusta oraz kompletna francuska encyklopedia metodyczna. Niektóre egzemplarze nosiły autografy słynnych osobistości, jak Stanisław Grochowski, Stanisław Orzechowski, Szymon Szymonowicz, Jan Amos Komeński i in. Na jednej z ksiąg widniała dedykacja Aleksandra Sanuto dla króla Stefana Batorego. Sztuki piękne reprezentowały wydawnictwa dotyczące zbiorów galerii orleańskiej, drezdeńskiej, luksemburskiej, diisseldorfskiej, neapolitańskiej, części wiedeńskiej, Ermitażu oraz Herculanum. Była w bibliotece historia malarstwa włoskiego, były też sztychy Piranesiego i Davida.
Niezwykle piękną oprawę miały stojące także w sali bibliotecznej szafy, przeznaczone na numizmaty, kupione również od spadkobierców Wincentego Potockiego. Dawniej należeć miały one do króla Stanisława Leszczyńskiego. Kraszewski podejrzewał nawet, że był to dar Ludwika XV dla teścia. Szafy te, nakryte białymi blatami marmurowymi, dekorowały bogate brązy. Na wieńcach obiegających je dokoła mieściły się medaliony przedstawiające popiersia cezarów rzymskich. W miejscach zamków dwa aniołki czy putta wybijały monety prasą, która zakrywała otwór na klucz. Meble te wspierały się na nogach w postaci kariatyd, wykonanych także z brązu. Boki zdobiła misterna intarsja z różnokolorowego drewna. Wnętrze zawierało wiele płaskich szufladek na monety, brązowe gałki zaś zaopatrzone były w numery.
W tych pięknych szafach przechowywano kilka tysięcy numizmatów, w tym monety greckie i rzymskie z widokami miast, portretami cesarzy lub członków ich rodzin. Wielki zbiór polski zawierał głównie egzemplarze z czasów Zygmunta Augusta i Jana III. Za szczególnie cenny uchodził portugal litewski dziesięciodukatowy, bity w 1562 r., doskonale zachowany. Z jednej strony widniało na nim popiersie Zygmunta Augusta, z drugiej Pogoń litewska w kwiecistych obwódkach.
Za dzieło najcenniejsze w liczącej około 500 obrazów galerii, uznał Kraszewski Św. Jana pędzla Leonarda da Vinci, zdaniem jego „niezaprzeczony oryginał”, noszący datę 1495 r., „w starożytnych prześlicznych ramach”. Wyraz twarzy świętego, jej uśmiech i łagodność określił jako „zachwycające”. Upływ czasu, a zapewne także i brak konserwacji sprawiły wszakże, że płótno to było mocno pociemniałe, a rysunek niezbyt ostry. Z dwóch obrazów Ru- bensa, uważanych także za oryginały, jeden przedstawiał Kobietę nagą w futrze, drugi Zaślubiny Najświętszej Panny. Obraz malarza flamandzkiego Roelanta Savery, „dziwnie wykończony we wszystkich szczegółach”, miał jako temat Wyjście zwierząt z arki. Św. Cecylia, obraz mały, przypominający raczej miniaturę, miał być dziełem van der Werfa. Równie mała kopia Rafaela na blasze wyobrażała Św. Rodzinę według oryginału przechowywanego w galerii orleańskiej. W kompozycji Zwiastowanie Domenichina godnymi zastanowienia wydały się Kraszewskiemu „nie tak dwie główne figury, jako raczej chmura aniołów, spuszczająca się za zwiastującym”. Wielkie malowidło Batoniego przedstawiało Rodzinę Dariusza i Aleksandra. Poza tym opisujący Horodec wymieniali jeszcze: obrazek Św. Franciszek w zachwyceniuszczególnie ulubiony przez pana domu, który Kraszewski przypisał jednemu z Cranachów; Samarytanka Angeliki Kauffmann; Karnawał na Piazza Navone w Rzymie Canaletta; Przywrócenie wzroku św. Pawłowi, wielką kompozycję Szymona Czechowicza; Sąd Salomona autora nieokreślonego; Zwiastowanie Najśw. Panny Poelenburgha i Pejzaż morski o zachodzie słońca, może Claude Lorraine’a. Wyjątkowe miejsce zajmowała w galerii malowana na blasze Najświętsza Panna z Jezusem, jak przypuszczano, oryginał Guido Reniego. Na odwrocie, starym charakterem pisma, umieszczony był następujący nie do końca zrozumiały napis:
„Czego mi Gwido Reni ręka życie dała,
A ciekawość dowcipu w Rzymie wychowała.
Potym ze Włoch do Polski za prezent oddany,
Z podłej ręki do zacnej widzę me przemiany.
Oh! dziwne ze mną jakieś fortuny odmiany!
Pierwszym był wizerunkiem malarskiej dzielności,
Potym usług ofiarą, asz celem godności”.
Wśród portretów historycznych znajdował się współczesny mu wizerunek króla Augusta II, wykonany jako popiersie na wypukłej blasze. Były poza tym podobizny dalszych osobistości i rodzinne. Innych obrazów w relacjach nie wymieniono, pozostać więc muszą nieznane. Nikt nie opisał też sreber, brązów ani porcelany, choć i takie zbiory z pewnością musiały w Horodcu istnieć.
Z czasem, jak większość kolekcji w Polsce, wszystko to uległo rozproszeniu. Najwcześniej, za panią Izabellą Starzyńską wy wędrował do Drezna zbiór numizmatyczny, gdzie włączony został do już się tam znajdującego. Obrazy przewieziono częściowo do Warszawy, częściowo do Zahiniec. Najdłużej pozostała na miejscu najtrudniejsza do przetransportowania biblioteka, ale i tę w 1868 r. Bolesław Starzyński zabrał do Zahiniec, gdzie na pomieszczenie jej wybudował przy pałacu specjalne pokoje. W Horodcu pozostały jeszcze czas jakiś różne niedobitki, które nie zainteresowały nikogo. W końcu wszystko pochłonął pożar, w 1889 r. spłonęło bowiem całe lewe skrzydło pałacu. Jakiś czas budynek pozostawał bez opieki i powoli niszczał. Odbudował go ostatni właściciel Kamil de Pourbaix, nadając mu jednak wygląd zewnętrzny inny - neorenesansowy.
Nowy pałac składał się także z dwóch członów, ustawionych do siebie pod kątem prostym, na planie uproszczonej litery L. Korpus główny, frontowy, dziesięcioosiowy, bryłą swą nawiązujący do najczęściej w budownictwie dworów polskich stosowanych typów, był pośrodku piętrowy, po bokach parterowy. Jego czteroosiową część dwukondygnacyjną, ujętą ramami pilastrów tworzących pozorny ryzalit, poprzedzał portyk arkadowy, dekorowany również pilastrami. Wspierał się na nim otoczony balustradą taras górny. Na cokołach balustrady stały kamienne wazony. Środkowy odcinek elewacji frontowej zamykał szeroki gzyms profilowany oraz trójkątny szczyt ze spływami i dalszymi cokołami z ustawionymi na nich kulami. Szczyt czy raczej facjatkę przebito dużym, półkoliście zamkniętym oknem i dwoma niewielkimi owalnymi okulusami. Trójosiowe odcinki parterowe, ujęte w narożach boniami, na osiach środkowych akcentowały ustawione na gzymsie wieńczącym jeszcze trzy wykonane w piaskowcu cokoły, połączone ze sobą esownicami wolutowymi. Na cokołach stały także wazy. Poza pilastrami i gzymsami gładko tynkowaną elewację zdobiły poziome naczółki prostokątnych* okien. Część dwukondygnacyjną dworu nakrywał wysoki, gładki dach dwuspadowy, części parterowe - dach trój spadowy. Jak od strony zewnętrznej wyglądało mocno wydłużone, nieomal w całości parterowe skrzydło tylne — nie wiadomo.
Dochodzący niemal do brzegów Horynia stary park, z jeziorem od strony wjazdu do dworu, alejami lipową, grabową i topolową, sędziwymi topolami „nadwiślańskimi” i skupiskami sosen, po wyjściu z rąk Urbanowskich zdziczał całkowicie. Doprowadzony do porządku w okresie międzywojennym, został później wycięty.
źródło: Roman Aftanazy "Dzieje rezydencji na dawnych kresach Rzeczypospolitej", Tom 5, Województwo wołyńskie", 1994, str. 130-135. |